poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdzial 2

*Poniedzialek
*Perspektywa Julii
Leze w szpitalnym lozku juz jakies 2 godziny. Badania mialam juz robione. Najgorsze jest to, ze lekarze nie chca mi nic powiedziec. No trudno.Dzisiaj czeka mnie poczatek mojej chemioterapii. Moja lekarka pani Carla powiedziala, ze za chwile powinien pojawic sie moj towarzysz. Nie moge sie juz doczekac kiedy ja/go poznam.

*Perspektywa Matteo
Przyszedlem do tego glupiego szpitala chociaz wcale nie chcialem. Moja mama mnie do tego zmusila. Doszla do wniosku, ze przyda mi sie cos takiego bo przekonam sie jak niektorzy ludzie maja ciezkie zycie,  a ja zaczynam gwiazdorzyc zamiast dziekowac za to co mam. Skad ona w ogole bierze takie informacje ?! Wedlug mnie to bez sensu. Ja jestem siatkarzem, a nie jakas nianka.O wilku mowa.
-Witaj mamo-przywitalem ja calusem w policzek.
-Witaj synu. Chodz zaprowadze cie do twojej podopiecznej.
-A ja musze sie nia opiekowac nie moze ktos inny ? Luca jest chetny do pomocy, wiec on moze zajac moje miejsce.
-Nie moze bo ja prosze o to ciebie.
-Mamo nie przesadzasz. Po co jej ktos do towarzystwa? Przeciez znajac zycie nie wiele jej zostalo.
-Teo jak mozesz tak mowic. Moze i nie wiele ale jestesmy tu po to aby jej pomoc. Osoby w jej stanie potrzebuja bliskosci kogos drugiego. A po drugie nawet jej nie znasz.
-No i co z tego, zapewne jest osoba, ktora tylko uzala sie nad swoim zyciem , a ja nie mam zamiaru jej nianczyc.
Nagle zza moich plecow wybiegla dosyc sredniego wzrostu blondynka. Zapewne lkajac. Musiala slyszec nasza rozmowe.
-Gratuluje synu.
-Przepraszam .
-Nie przepraszaj mnie tylko ja.
-Ehh no dobra, ale wiedz, ze robie to tylko z litosci.
Pobieglem do szpitalnego ogrod , na pewno tam ja znajde. Jest. Siedzi na lawce pod starym drzewem. Podszedlem do nie . Musze nawiazac z nia jakis kontakt, obiecalem mamie i slowa dotrzymam.
-Hej-grzecznie sie przywitalem. Cisza.
-Jestem Matteo. A ty?- dalej nic. Bedzie gorzej niz myslalem. No ale kto powiedzial, ze bedzie latwo.
-Odejdz-cicho wypowiedziane slowo przez dziewczyne dotarlo do moich uszu.
-Nie bo obiecalem sie toba zajac.
-Nie potrzebuje jak to powiedziales ‘’nianki’’.Wiesz nie sadzilam, ze ktos kogo nie znam moze mi sprawic tyle przykrosci.
-Wybacz  –kurde troche sztucznie to zabrzmialo.
-Nie wiem czy to zrobie. A moze moglabym poprosic twoja mame o kogos innego?
-Dobry..znaczy po co skoro jestem ja. Zobaczysz swietnie razem spedzimy czas.
-Robisz to z litosci -stwierdzila .Musze jakos z tego wybrnac.
-Przysiegam , ze nie -chyba uwierzyla.
-Niewazne. Pojde juz- powiedziala i lekko sie chwiejac szla w kierunku szpitala. Nagle zobaczylem jak zaczyna opadac na ziemie. Szybko podbieglem , wzialem ja na rece i zanioslem do szpitala.

*Perspektywa Julii
Poczulam okropny bol plecow. Gdy otworzylam oczy zobaczylam, ze leze w jakims pokoju, czyli, ze jestem w szpitalu. Uslyszalam glos mojej mamy.
-Pani doktor i jak z nia bedzie?-plakala. Tak mi jej szkoda. Chcialabym zrobic cos zeby jej bylo lepiej ale chyba nie potrafie.
-Bede z pania szczera. Julii zostalo jeszcze jakies 4 gora 6 miesiecy zycia. Badania wyszly bardzo slabo.
-Ale przeciez ona dobrze sie czuje. Trzyma sie jak nalezy.
-To zewnetrznie, a wewnetrznie jest calkowicie inaczej. Miejmy nadzieje, ze jej stan zdrowia nie bedzie pograszal sie w ekspresowym tempie tylko stopniowo. Musimy tez czekac na rezulataty chemioterapii.
-Dziekuje za informacje. Moge do niej zajrzec?
-Moze lepiej nie. Niech odpoczywa.
-Dobrze, przyjde pozniej.
Ze niby co zostalo mi tylko 4 miesiace w porywach do 6. No gorzej byc juz nie moze. Wlasnie do mojego pokoju weszla Carla z synem. Musze jeszcze troche poudawac zeby podsluchac o czym rozmawiaja.
-Mamo, ja przepraszam i obiecuje, ze zajme sie nia najlepiej jak potrafie.
-Czy ty mnie przypadkiem nie oklamujesz? Taka nagla zmiana zdania?
-Nie, zmienilem zdanie bo zobaczylem jak cierpi i doszedlem do wniosku, ze trzeba jej pomoc.
-Dobrze synu, w takim razie przyjdz jutro.
-Paa mamo.
-Paa.
To znaczy,ze jednak nie klamal wtedy przed szpitalem. Moze jednak powinnam mu zaufac. Pomysle o tym pozniej.  Jestem strasznie zmeczona, wiec pojde spac.

*W tym samym czasie.
*Perspektywa Matteo
-Witaj Teo. Jak tam twoje praktyki?
-Nie denerwuj mnie Luca. Musialem naklamac matce, ze pomoge tej dziewczynie z dobroci serca , a nie z litosci.
-Przeciez ty to robisz z litosci.
-No wiec dlatego musialem nasciemniac matce.
-Ojj Teo, klamstwa zawsze wyjda na jaw.
-Przestan sie wymadrzac, jestem przeciez swietnym aktorem.
-Nie potrafie zaprzeczyc.
-No wlasnie. Przyjedz po mnie to pojedziemy razem na trening.
-Jestem w drodze.
-To czekam.
Czyli jak narazie moj plan wypali. Mama mysli, ze pomoge tej dziewczynie i sie z tego cieszy. Jest jeszcze ona, latwo mi pojdzie ja przekonac. W koncu jestem Matteo Piano. Oby tylko nie okazala sie fajna dziewczyna. Co ja w ogole gadam, na pewno jest dama, ktora ma pretensje do wszystkich za wszystko. Szkoda tracic na nia czas. Mam ciekawsze rzeczy do roboty.


Kolejny rozdzial, teraz beda dodawane codziennie. Przepraszamy za brak polskich znakow ale nie mamy polskiego laptopa :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz